"Nasza Klasa" - forum dla absolwentów, rodzin, kolegów i znajomych
Maj 09, 2024, 22:08:34 *
Witamy, Gość. Zaloguj się lub zarejestruj.

Zaloguj się podając nazwę użytkownika, hasło i długość sesji
Aktualności: Forum zostało uruchomione dla absolwentów szkół podstawowych, średnich i wyższych oraz dla ich rodzin, znajomych i gości.
Zapraszamy
 
  Strona główna Pomoc Szukaj Kalendarz Zaloguj się Rejestracja  
  Pokaż wiadomości
Strony: [1] 2 3
1  Kategoria ogólna / absolwenci szkół średnich / Odp: drżenie rąk i nóg, ma ktoś tak? : Lipiec 17, 2012, 06:57:17

Szanowny Panie Władysławie

Piszę do Pana ponieważ bardzo zmartwiona jestem rozwojem mowy swojego synka, który we wrzesniu skonczy trzy latka. Znalazłam do Pana kontakt w Internecie. Szukając pomocnych materiałów odnośnie stymulacji dziecka natknęłam się na mail skierowany do Pana napisany przez również zmartwioną mamę. Postanowiłam napisać z prośbą o poradę oraz ewentualną wizytę, ponieważ jestem już naprawdę bardzo zaniepokojona. Mój synek urodził się 8 wrzesnia 2008 roku. Ciąża i poród przebiegały prawidłowo.

 Kiedy synek skonczyl dwa miesiace okazało się, że ma bardzo niską hemoglobinę i trzeba było podawać dziecku żelazo. Mimo tego synek bardzo dobrze się rozwijał, zaczął chodzić w 13 miesiacu życia. Około 8-10 miesiąca powtarzał po nas wyrazy typu mydło-memło, buty-bu, lampa-ampa. Dalej nastąpiła cisza. Tzn synek mowil tzw po swojemu. Majac dwa latka mowil  mama i tata oraz dziaba czyli babcia. Na bilansie dwulatka pani dr stwierdziła ze dziecko ma jeszcze czas i  poradziła nie denerwowac sie tylko cały czas uczyc dziecko. Nadmieniam, że od pierwszych miesiecy mowilismy duzo do dziecka, rozmawialismy, usmiechalismy sie, czytalismy bajki, pokazywalismy obrazki, ksiazeczki, grzechotki. Po bilansie dwulatka kiedy rozwoj mowy nie postepował w wieku 2,5 postanowilam wybrac się do logopedy. Synek początkowo za bardzo nie chcial wspołpracowac z panią, nie chcial pokazac języka, powtarzac. Ale swietnie rozroznial przedmioty kolory ale tylko na zasadzie pokazania.

Pani stwierdzila, ze synek jest leniwy i jeszcze zacznie mowic tylko trzeba go stymulowac.Jako świadomi rodzice codziennie poświecamy dziecku czas: czytamy książeczki, rysujemy, ukłądamy klocki, pokzaujemy świat mówiąc do synka prostymi zdaniam co się dookoła nas dzieje. Synek rozróznia kolory, przedmioty, ukada puzle, lubi malować, bawic sie piankoliną, zna wiekszosc czesci samochodu, bezblednie pokazuje czesci ciala. Jest bardzo wesoły, kontaktowy, lubi bawic sie z dziecmi. Najwiekszym problemem sa wizyty u lekarzy. Tego
nie udaje nam sie wytlumaczyc dziecku. Zdarzają mu sie ataki płaczu a nawet histerii.

Wiem, ze nie powinnam porownywac dzieci, ale będac na placu zabaw zauwazam, ze nawet duzo mlodsze dzieci od mojego synka mowia o wiele wiecej. Obecnie synek ma dwa latka i osiem miesiecy w jego słowniku znajdują się następujace wyrazy:
mama, tata, baba, buła, koło, naokoło, dookoła, dom, do dobu, tu, tam, ej, odmienia czasownik miec np mama ma, mama nie ma, ja mam, ja nie mam, nie ma, oraz czasownik jesc, ja jem, mama je. Ostatnio powiedzial bnastepujace zdanie :ja ide naokoło do dobu (czyli domu). Ma problem z wyrazem oko, mowi bez k oo, zamiast mleko mowi mleo. Używa wyrazów dzwiekonasladowczych, czyli mniam, bach, ijo.

Czy Pana zdaniem moge teraz zrobic cos wiecej zeby pomoc swojemu dziecku. Bardzo prosze o ocenę sytuacji.
Pozdrawiam serdecznie
Katarzyna
2  Kategoria ogólna / absolwenci szkół średnich / Odp: Ja za czasów PIS-u tj. w 2007 zarabiałem do 4,0 tyś netto : Lipiec 17, 2012, 06:54:23
Moja 16.letnia wnuczka od września ub. roku, w kilka tygodni po rozpoczęciu nauki w I kl. Liceum, zaczęłą szybko chudnąć. Dzisiaj waży 47 kg, przy wzroście 169 kg. Niewiele je, przestała miesiączkować, stała się drażliwa, nerwowa, ma trudności z utrzymywaniem dotychczasowych i nawiązywaniem nowych kontaktów, z koncentracją uwagi na nauce. Podejrzewamy anoreksję.

Byliśmy już u dwóch psychologów. Zalecili jedzenie posiłków o wartości 3 tyś kal/ dzień, których wnuczka nie może spożyć, a my na Niej tego wymusić. Lekarz zalecił PERITOL, który - po miesiącu dawkowania - nie przynosi poprawy apetytu. Wydaje się, że sytuacja wymaga szybkiej interwencji dobrego, doświadczonego psychologa, rozumiejącego istotę tej choroby psychosomatycznej i znającego skuteczne metody dotarcia do świadomośći pacjenta.
Zapoznałem się z osiągnięciami Państwa Ośrodka na polu wyprowadzania chorych z anoreksji, czytając liczne, pochlebne, internetowe opinie. Jednak z uwagi na dużą odległość, dzielącą południe Wielkopolski od Koszalina, przyjechać do Koszlina nie jesteśmy w stanie. Stąd chciałbym prosić Państwa o ewentualne wskazanie mi kontaktu do znanego Państwu, sprawdzonego Ośrodka w Poznaniu, który mógłby wnuczce pomóc. Z góry dziękuję za pomoc.
 
Z wyrazami szacunku - Edward
3  Kategoria ogólna / absolwenci szkół wyższych / Odp: Praktyki studenckie - tania siła robocza? : Lipiec 17, 2012, 06:52:41
POlszewicy chcą do końca roku "sprywatyzować" wszystko co się da
żeby Polacy byli niewolnikami we własnym kraju!
Zastanawiam się do czyjej kieszeni pójdą pieniądze?
4  Kategoria ogólna / absolwenci szkół wyższych / Odp: Dlaczego jest tak cholernie trudno? : Lipiec 17, 2012, 06:51:51
Czy wolno sie robi czy szybko i tak firmy nie odzyskaja kasy powinny wjechac na to co jest i zdewastowac wszystko co zrobili do tej pory.Bo darmo to ksiadz nawet cie nie pochowa
5  Kategoria ogólna / absolwenci szkół wyższych / Odp: Organizacja i obsługa prasowa zjazdów koleżeńskich : Lipiec 17, 2012, 06:51:24
Czy wolno sie robi czy szybko i tak firmy nie odzyskaja kasy
powinny wjechac na to co jest i zdewastowac wszystko co zrobili do tej pory.
Bo darmo to ksiadz nawet cie nie pochowa
6  Kategoria ogólna / absolwenci szkół wyższych / Odp: Jak można nie lubić swojej klasy? : Lipiec 17, 2012, 06:50:08
TUSK BOHATERZE TY JEDYNY ----KIEDY ZROBISZ ZIMOWĄ OLIMPIADE
 ABY USPOKOIĆ SUMIENIE KWAŚNIEWSKIEGO
 ŻE OBIECAŁ A NIE ZROBIŁ
7  Kategoria ogólna / absolwenci szkół wyższych / Odp: "MAGO" BIELSKO-BIALA : Lipiec 17, 2012, 06:49:14
Mądrzy ludzie wiedzieli,że ryży gówniarz doprowadzi do katastrofy gosPOdarczej !!!
Rządy żuli tak się kończą ale APOkalipsa dopiero przed nami .........
8  Publikacje / Newsy, artykuły, wywiady / Odp: zyskać na popularności nasza-klasa.pl. : Październik 14, 2010, 17:00:23
Ojciec Tadeusz Rydzyk, fot. PAP/Tomasz WojtasikWniosek o ukaranie o. Tadeusza Rydzyka, przygotowany przez policję, wpłynął do sądu w Toruniu. Redemptoryście zarzucono wykroczenie polegające na prowadzeniu publicznej zbiórki pieniędzy bez pozwolenia.

Jak poinformowała sędzia Mariola Adamczyk z Sądu Rejonowego w Toruniu, wniosek policji został już zarejestrowany w XII Wydziale Karnym, który zajmuje się wykroczeniami. Nie wyznaczono jeszcze terminu posiedzenia sądu w tej sprawie.

Policja zarzuciła o. Tadeuszowi Rydzykowi, a także wymienionemu w piśmie o. Piotrowi Andrukiewiczowi, prowadzenie publicznej zbiórki pieniędzy bez wymaganego do tego prawem zezwolenia Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zakonnicy mieli przez wiele tygodni nakłaniać słuchaczy Radia Maryja do wpłacania pieniędzy na utrzymanie Telewizji Trwam, Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu oraz na poszukiwania wód geotermalnych, na terenie tej uczelni.


Sprawę zgłosił policji jeden ze słuchaczy rozgłośni, który stale monitoruje toruńskie radio redemptorystów i wielokrotnie w przeszłości zgłaszał do urzędów i wymiaru sprawiedliwości nieprawidłowości, jakich miało się dopuszczać Radio Maryja. Na dowód przekazał nagrania audycji, w których zakonnicy namawiali do wpłacania pieniędzy.

Rozpatrujący sprawę toruński sąd, jeśli uzna winę zakonników, może ich ukarać grzywną.
9  Kategoria ogólna / absolwenci szkół podstawowych / Odp: Czemu niektórzy tak bardzo ludzie nienawidzą PIS : Październik 14, 2010, 16:58:54
Ojciec Tadeusz Rydzyk, fot. PAP/Tomasz WojtasikWniosek o ukaranie o. Tadeusza Rydzyka, przygotowany przez policję, wpłynął do sądu w Toruniu. Redemptoryście zarzucono wykroczenie polegające na prowadzeniu publicznej zbiórki pieniędzy bez pozwolenia.

Jak poinformowała sędzia Mariola Adamczyk z Sądu Rejonowego w Toruniu, wniosek policji został już zarejestrowany w XII Wydziale Karnym, który zajmuje się wykroczeniami. Nie wyznaczono jeszcze terminu posiedzenia sądu w tej sprawie.

Policja zarzuciła o. Tadeuszowi Rydzykowi, a także wymienionemu w piśmie o. Piotrowi Andrukiewiczowi, prowadzenie publicznej zbiórki pieniędzy bez wymaganego do tego prawem zezwolenia Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zakonnicy mieli przez wiele tygodni nakłaniać słuchaczy Radia Maryja do wpłacania pieniędzy na utrzymanie Telewizji Trwam, Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu oraz na poszukiwania wód geotermalnych, na terenie tej uczelni.


Sprawę zgłosił policji jeden ze słuchaczy rozgłośni, który stale monitoruje toruńskie radio redemptorystów i wielokrotnie w przeszłości zgłaszał do urzędów i wymiaru sprawiedliwości nieprawidłowości, jakich miało się dopuszczać Radio Maryja. Na dowód przekazał nagrania audycji, w których zakonnicy namawiali do wpłacania pieniędzy.

Rozpatrujący sprawę toruński sąd, jeśli uzna winę zakonników, może ich ukarać grzywną.
10  Kategoria ogólna / kursy, szkolenia, zjazdy / Wniosek o ukaranie o. Rydzyka wpłynął do sądu : Październik 14, 2010, 16:56:46
Ojciec Tadeusz Rydzyk, fot. PAP/Tomasz WojtasikWniosek o ukaranie o. Tadeusza Rydzyka, przygotowany przez policję, wpłynął do sądu w Toruniu. Redemptoryście zarzucono wykroczenie polegające na prowadzeniu publicznej zbiórki pieniędzy bez pozwolenia.

Jak poinformowała sędzia Mariola Adamczyk z Sądu Rejonowego w Toruniu, wniosek policji został już zarejestrowany w XII Wydziale Karnym, który zajmuje się wykroczeniami. Nie wyznaczono jeszcze terminu posiedzenia sądu w tej sprawie.

Policja zarzuciła o. Tadeuszowi Rydzykowi, a także wymienionemu w piśmie o. Piotrowi Andrukiewiczowi, prowadzenie publicznej zbiórki pieniędzy bez wymaganego do tego prawem zezwolenia Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Zakonnicy mieli przez wiele tygodni nakłaniać słuchaczy Radia Maryja do wpłacania pieniędzy na utrzymanie Telewizji Trwam, Wyższej Szkoły Kultury Społecznej i Medialnej w Toruniu oraz na poszukiwania wód geotermalnych, na terenie tej uczelni.


Sprawę zgłosił policji jeden ze słuchaczy rozgłośni, który stale monitoruje toruńskie radio redemptorystów i wielokrotnie w przeszłości zgłaszał do urzędów i wymiaru sprawiedliwości nieprawidłowości, jakich miało się dopuszczać Radio Maryja. Na dowód przekazał nagrania audycji, w których zakonnicy namawiali do wpłacania pieniędzy.

Rozpatrujący sprawę toruński sąd, jeśli uzna winę zakonników, może ich ukarać grzywną.
11  Kategoria ogólna / absolwenci szkół wyższych / Odp: "MAGO" BIELSKO-BIALA : Lipiec 25, 2010, 13:55:48

Koszalin
LOGOTERAPIA NERWIC
TERAPIA WAD I ZABURZEŃ MOWY
PRZYWRACANIE SENSU ŻYCIA




telefony: 94-340-60-06;  600-809-254
e-mail: logos@logos.pomorze.pl
www.logos.pomorze.pl

12  Kategoria ogólna / absolwenci szkół wyższych / Odp: Poszukuję absolwentów wydz.Bud.Wod.Politechniki Krakowskiej/rocznik 1961/ : Lipiec 25, 2010, 13:55:33

Koszalin
LOGOTERAPIA NERWIC
TERAPIA WAD I ZABURZEŃ MOWY
PRZYWRACANIE SENSU ŻYCIA




telefony: 94-340-60-06;  600-809-254
e-mail: logos@logos.pomorze.pl
www.logos.pomorze.pl

13  Kategoria ogólna / absolwenci szkół wyższych / Odp: chcecie pomocy to na pole a nie przed kompem siedzieć : Lipiec 25, 2010, 13:55:12
Koszalin
LOGOTERAPIA NERWIC
TERAPIA WAD I ZABURZEŃ MOWY
PRZYWRACANIE SENSU ŻYCIA




telefony: 94-340-60-06;  600-809-254
e-mail: logos@logos.pomorze.pl
www.logos.pomorze.pl

14  Kategoria ogólna / absolwenci szkół wyższych / Odp: zootechnika 1981 : Lipiec 25, 2010, 13:54:36
Wcale nam tu nie żal waszego bogactwa
23 lip, 08:12
Źródło: Polska The Times
 
fot. Marian Górlikowski
Mówią po polsku, ale wielu woli, żeby nazywać ich Sybirakami. Kochają tę krainę i nie wyobrażają sobie życia nad Wisłą.


Na tych drogach konie boją się samochodów, a kierowcy boją się tych dróg. Konie kulą uszy i zwalają chłopów wraz z wozem do rowu, kierowcy zaś cały czas wsłuchują się, czy z trzaskiem nie pęka resor.

Wzdłuż tych dróg stoją, smutnie wyciągając szyję, drewniane żurawie, stoją chałupki o oknach dotykających ziemi jak starcy, którym wiek pomału przymyka powieki. Wzdłuż tych dróg siedzą przy wiadrach z kartoflami handlujący ludzie, ciągną się drewniane strzechy, bure, kostropate, nieprzycięte jak nieostrzyżone sztywne czupryny.

Kierowca doskonale zna całą trasę, nigdzie tu nie ma dla niego tajemnicy - oto w tym miejscu, gdzie świeże kwiaty leżą przy małym prawosławnym krzyżu, zabił się pewien gość, którego motocykl wjechał na spacerującą świnię... Fatalne to było zdarzenie i świnia, kiedy idzie, do dzisiaj jakoś zarzuca, widać kręgosłup ma uszkodzony.

Jedziemy i jedziemy, wokół pola, lasy, znów pola. Mijamy wioski - wszystkie takie same i tylko czarne napisy na białych tablicach dowodzą, że jedziemy wciąż naprzód, a nie kręcimy się wkoło.

Każdy kilometr oddala mnie od Irkucka, a zbliża do ostatniej polskiej enklawy na Syberii - wsi Wierszyny, gdzie do dziś mieszka około pięciuset naszych rodaków.

Zauważam człowieka idącego wzdłuż drogi. Zatrzymujemy się. Pytam, ile do Wierszyny.

- Ot tam niedaleko - wskazuje ręką, skąd przyszedł.

- Wy z Wierszyny? - pytam.

- Nie tylko w gościach był... - odpowiada człowiek, wnikliwie mi się przypatrując. Po chwili dostrzega mój aparat fotograficzny, twarz mu jaśnieje - już wie, że rozmawia z jakimś korespondentem...

- Możecie wiele nie zrozumieć z tego, jak mówią tam ludzie - uśmiecha się chytrze. - W tych stronach mówi się trochę innym językiem. To taka mieszanina rosyjskiego, polskiego i jeszcze jakiegoś innego polskiego, który tylko oni znają, trudno będzie się wam z nimi dogadać...



Oni zresztą sami też różnie mówią. Czasami na złość zwracają się do obcych po polsku, a czasami mówią po polsku do tych, których lubią... Na przykład kawaler wybierający się w niedzielę do dziewczyny będzie mówił po polsku, chcąc wydać się jak najbardziej eleganckim i bywałym. Tak też z jego polskim go przyjmą. Zresztą oni tak tu od zawsze mówią - skwitował, po czym uniósł rękę w pożegnalnym geście i ruszył w swoją stronę.

***


Rosja - Jakuck zimą


Z daleka wieś wydaje się niewielka, ot tylko parę chałup, ale to tylko złudzenie, gdyż dopiero za zakrętem zaczyna się właściwa Wierszyna - z prostą, szeroką ulicą.

Ulice rzeczywiście były tu kiedyś proste i szerokie; w swoim czasie pilnowano bezwzględnie, aby chałupy budowane były wzdłuż wytyczonej linii. Ale na tym kończył się cały porządek; owe nie po wiejsku szerokie ulice rozjeżdżone były ciężkimi maszynami i przypominały jakiś nieziemski pejzaż.


 
fot. Marian Górlikowski

Już na pierwszy rzut oka widać, że ta polska wieś bardzo różni się od tych zazwyczaj widywanych na Syberii - jest po prostu inna. Wszędzie widać tu rękę gospodarza. Wkoło ład i porządek.

Czasami odnosi się wrażenie, że to jakiś skansen, a nie syberyjska wioska oddalona tysiące kilometrów od Polski. Różnokolorowe schludne domy, świeże firanki w oknach, porządek w obejściu - nawet psy są tu jakby bardziej kulturalne, bo nie za głośno ujadają...

W centralnym miejscu wsi stoi drewniany kościółek, postawiony gdzieś na początku stulecia. Kiedyś codziennie odprawiano tu msze, teraz tylko raz na dwa tygodnie, przyjeżdża tu z Irkucka ojciec Ignacy Pawlus, salwatorianin.

Wszystko ma tu niewielkie rozmiary, nieproporcjonalnie do ludzkich tęsknot i pragnień. Małe konflikty rozdmuchane do wydarzeń, małe problemy będące tylko echem spraw dalekiego Irkucka czy nawet Czeremchowa.

Puste są kolorowe ławeczki przed domami, młodzież włóczy się w pojedynkę lub przystaje przed sklepem. Co można tutaj robić? Młodzi uciekają ze wsi, w której nie widzą perspektyw. Zostali tylko najbardziej wytrwali.



Kiedyś dojeżdżali do pracy do innych miejscowości, niektórzy pracowali nawet w odległym Irkucku - ale już od dawna ta droga uzyskania pracy została dla nich zamknięta, bowiem zarówno w Irkucku, jak w innych miejscowościach borykają się ze swoim bezrobociem. Nawet autobus, który kiedyś przyjeżdżał tu codziennie, teraz dojeżdża tylko w sobotę.

***


Tanie bilety lotnicze, najlepsze hotele. Rezerwuj z nami podróż
Razem z nami możesz zaplanować całą podróż gdziekolwiek, kiedykolwiek chcesz... Szukaj inspiracji, rezerwuj przeloty i hotele. Tylko sprawdzone oferty!
Bilety lotnicze. Codziennie ponad 300 niskich cen!
Londyn już od 250 zł
Kopenhaga już od 225 zł
Nowy Jork już od 1844 zł
Tanie bilety lotnicze: Rzym 79 zł, Liverpool 21 zł...


Hotele na świecie. Praga, Rzym, Berlin
Rezerwuj online nawet do 50 % taniej! Sprawdź promocje.
Budapeszt, Drive Inn 3* od 34 zł
Rzym, Jonico 3* od 73 zł
Praga, Fortuna West 3* od 47 zł

Znajdź ofertę szytą na Twoją miarę w serwisie PodróżeOnet!


Rosja - Jakuck zimą


Od wieków wielu Polakom Syberia kojarzyła się zwykle ze śniegiem, bezmiarem tajgi, katorgą i zesłaniem. Dla wielu z nich stała się drugą ojczyzną, dla której poświęcili swoje najlepsze lata, a często życie.

Katorga i zsyłka pozostawiały niezniszczalne ślady w umysłach i sercach ludzi. Sama myśl o nich przejmowała grozą. Łączono tę grozę z całą Syberią, z jej nazwą i z wszystkim, co jej dotyczyło. Do dziś martyrologia przesłania wszystko inne.

Pierwszą pisaną polską relacją o Syberii był rękopis Adama Kamieńskiego, żołnierza, który w 1657 roku został wzięty do niewoli i zesłany do Jakucji. Manuskrypt, coś w rodzaju pamiętnika, został przypadkowo odnaleziony w jednej z poznańskich bibliotek, na początku XIX wieku.

Kolejny polski zapis, tym razem drukowany, pochodził z XVIII wieku. W 1707 roku dostał się do rosyjskiej niewoli Ludwik Siennicki. Zesłany do Tobolska, a później do Jakucka, spędził na Syberii wiele lat.

Po powrocie do Polski około roku 1722, opisał swoje przeżycia, które później zostały opublikowane w Wilnie. Obaj panowie w swych pracach szeroko opisywali życie i zwyczaje różnych ludów syberyjskich.

Wynikało to z tego, że były to pojedyncze przypadki zsyłek, a sami zesłani nie byli brutalnie traktowani, a swe odosobnienie traktowali jako swoistą przymusową przygodę.

Dopiero tragiczne skutki konfederacji barskiej zapoczątkowały serię masowych zsyłek, z których największą datuje się na rok 1863, kiedy to na katorgę zesłano na Syberię ponad 20 tysięcy Polaków.

Na początku XX wieku rozpoczyna się dobrowolna emigracja ludności polskiej z rejonów Małopolski i Zagłębia Dąbrowskiego. To typowi osadnicy, głównie ludność chłopska.

Warunki na pierwszy rzut oka przedstawiały się nie najgorzej. Można było otrzymać 15 dziesięcin ziemi, kwotę 100 rubli bezzwrotnej zapomogi. Fakt, że mało kto otrzymywał ziemię nadającą się natychmiast do uprawy, gdyż przeważnie był to przydział ziemi zalesionej, którą trzeba było najpierw wykarczować.

Polacy z Wierszyny przyznają, że tak właściwie nie są typowymi zesłańcami - część owszem, za jakieś drobne przewinienia została tu przesiedlona, reszta natomiast, zamiast szukać szczęścia w Stanach Zjednoczonych, poszukała go na Syberii.



Przyjechali tu latem 1910 r. - daleka była to droga prowadząca tu z Krakowa, Czubrowic, Błędowa, słowem z Małopolski. Swoją nową ojczyznę początkowo nazwali Trubaczejewskij Uczastek, dopiero później przemianowano ją na Wierszyno, aż wreszcie na Wierszynę.


Rosja - Jakuck zimą


- Zawsze byliśmy i czuliśmy się Polakami - powiadają. - Rosjanom nigdy nie udało się nas wynarodowić, na dowód czego niech będzie ten dziwny, niezrozumiały dla nich język, nasza ojczysta mowa, a właściwie dialekt małopolski z niewielką naleciałością gwary śląskiej. Ten język jest naszym prawdziwym paszportem, częścią naszej Polski, jest czymś, czego nie można nam zabrać.

Wierszyna to ewenement na skalę światową, coś w rodzaju kolonii, bowiem w chwili obecnej jest jedyną miejscowością poza granicami Polski, gdzie wszyscy mieszkańcy do dziś mówią po polsku.

***

Wiejska szkoła jest jak główny dworzec wielkiego miasta; wszyscy mieszkańcy albo przez niego przeszli, albo przejdą. To skarbnica wiedzy o historii, ludziach i zdarzeniach. Pytam więc o szkołę, a gdy uświadamiają mi, że są przecież wakacje, pytam o nauczyciela. W chwilę później goszczę już w najprawdziwszym polskim domu, domu, w którym mówi się najczystszą polszczyzną.

Ludmiła Wieżentas, z domu Figura, jest miejscową nauczycielką. Szkoła, w której uczy, jest jedyną szkołą na Syberii, gdzie uczniowie uczą się wszystkich przedmiotów w języku polskim. Rosyjski traktowany jest tu jako język dodatkowy.

Ludmiła jest wnuczką polskich osiedleńców, którzy przybyli tu z Czubrowic koło Olkusza. Urodziła się i wychowała w Wierszynie, dlatego uważa się za Sybiraczkę.

W 1990 roku, dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, wyjechała na studia do Gdańska.

- Nikt nie wierzył we wsi, że po studiach wrócę do Wierszyny - zwierza się Luda. - Wierzyłam tylko ja sama. Bardzo tęskniłam za domem. Śmieszne to, ale po nocach śniłam o domu, a patrząc na las koło akademika przy ulicy Polanki, roniłam łzy, wspominając swoją ukochaną tajgę.

- Tak naprawdę ani przez chwilę nie myślałam, że wytrzymam do końca. Liczyłam się z tym, że w każdej chwili przerwę studia i choćby na piechotę, ale wrócę do Wierszyny. Teraz jestem już mężatką, mam trojkę, ale wtedy byłam panną i jeszcze nawet nie znałam obecnego męża, nie wiem więc, skąd się wzięła u mnie ta wielka tęsknota za domem.



- To, że wytrwałam do końca, zawdzięczam tylko jednej osobie - mojemu promotorowi, który naprawdę otoczył mnie iście ojcowską opieką. Bez jego pomocy i dobrego słowa nie wytrzymałabym w kraju dziadków ani jednego roku. To prof. Józef Bachórz z Uniwersytetu Gdańskiego sprawił, że teraz jestem magistrem i mogę uczyć w tutejszej szkole. Będę mu za to wdzięczna do ostatnich swoich dni.

Studia skończyła, ale pracę magisterską pisała w Wierszynie. Często przy świeczce, gdyż nie zawsze we wsi było światło.

***


Rosja - Jakuck zimą


Syberię zamieszkuje około stu dużych i małych narodowości. Odmienność zachowań, tolerancja, rodzinna poligamia, sposoby polowań, obyczaje i zwyczaje to tylko niektóre z elementów różniących tę wielką rodzinę.

Łączy ich jednak wiele więcej: surowy klimat, trudna codzienność, przede wszystkim wspólne wydarzenia historyczne. Te ostatnie sprawiły, że stali się twardzi, a niedola i niedostatek, z jakimi się od zawsze spotykali, uczyniła ich wrażliwymi na wszelkie ludzkie nieszczęście.

Sybiracy to nietuzinkowa społeczność, to ludzie wielkiego serca i honoru, którzy w skarbcach swych dusz noszą nieskończenie cenne rzeczy, a jedną z nich jest wrodzona potrzeba niesienia pomocy drugiemu człowiekowi.

Na Syberii podróżni, pokrzywdzeni i głodujący tułacze wszędzie spotkają się z uprzejmością i pomocą w myśl zasady - dzisiaj w biedzie ty, jutro mogę być ja. Są ściśle związani z przyrodą, ze środowiskiem geograficznym, w którym żyją.

- Nie sztukujemy życia letargiem, gdyż nie mamy na to czasu - tłumaczy Ludmiła. - Codzienność wymogła na nas hart, wytrzymałość, siłę woli i ostrożność. Życie na tej srogiej ziemi, gdzie brak jednej zapałki może decydować o życiu, to znaczy cały czas biec do przodu, nie oglądając się za siebie.

- Często we wsi rozmawiamy o Polsce i zawsze dochodzimy do wniosku, że wcale nam nie żal waszego bogactwa i dostatniego życia. Na pewno żyjemy skromniej, ale za to ile mamy więcej spokoju i pogody ducha.

Byłam w Polsce, akurat w latach przeobrażeń politycznych, zauważyłam, że wszyscy jak jeden od razu chcieli zostać bogaczami. Patrząc na to z boku stwierdziłam, że bogactwo w większości przypadków stanowi podstawowe źródło przepotężnej siły, siły rozmnażania się głupoty, miernoty i banału.

Ludmiła mówi, że ostatnimi czasy zaraz po jeziorze Bajkał Wierszyna stała się nie lada atrakcją turystyczną. Coś w rodzaju ogrodu zoologicznego połączonego ze skansenem... Z roku na rok coraz więcej osób z Polski tu dociera.

- Oczywiście nie mamy nic przeciwko odwiedzinom, ale mamy prośbę do przyjeżdżających, aby wreszcie zaczęli traktować nas normalnie, a nie jak jakieś więzione, nieszczęśliwe istoty - apeluje nauczycielka.

Dochodzi do tego, że ludzie przyjeżdżają tu po to, aby nam współczuć. Wyobrażają sobie, że my straszliwie tu cierpimy, a ich przyjazd jest dla nas wielkim świętem, które zostanie nam w pamięci do końca życia.



Każdy przybysz znad Wisły obiecuje góry złota, namawia do powrotu do kraju, stara się nas pouczać, chce na siłę zmienić nasze życie. Ludzie nie rozumieją jednego, że Syberia dla Polaków tu mieszkających to nasza mać... Po prostu nasza ziemia, z którą jesteśmy zrośnięci na dobre i złe, połączeni od kołyski aż po grób.

***


Rosja - Jakuck zimą


Polacy z kraju myślą, że skoro w Rosji nie ma pracy, a w sklepach jest drożyzna, to nasi rodacy na Syberii umierają tu z głodu. Tak nie jest i nigdy nie było, gdyż człowiek obyty z tajgą nie zginie z głodu, nawet gdy zdechnie mu ostatnia krowa, a całe domostwo spłonie wraz z zapasami...

Tajga jest pełna zwierząt, które można położyć jednym strzałem, potem poćwiartować, upiec i jeść, aż do nasycenia się ciepłem i błogością życia, a resztę przechować na czarną godzinę. W tajdze nie tylko są zwierzęta, w niej jest wszystko, co do życia potrzebne.

Rosną w niej warzywa i owoce, co prawda w stanie dzikim, różniącym się nieco od tych widywanych w sklepach, ale za to bezpłatne i w dużych ilościach. Asortyment jest duży: jagody, borówki, czarna i czerwona porzeczka, dziki czosnek, dzika cebula (ług) oraz grzyby. Mało kto wie, ale za kołem polarnym w ogóle nie występują żadne trujące grzyby!

- Dobrze, a co zrobi człowiek, gdy nieszczęście przytrafi się mu w środku zimy, kiedy skarby tajgi nie owocują? - pytam, przerywając monolog Ludmiły.

- Mateczka Syberia również i o to się zatroszczyła - odpowiada dumnie. - Rośnie bowiem w tajdze drzewo, zwane przez miejscowych kedrem, które ma wielkie szyszki pełne nasion, zwanych potocznie orzeszkami cedrowymi. Są wielkości ziarenek palonej kawy i tak też z daleka wyglądają.

W jednej szyszeczce znajduje się ok. 50-70 gramów tych pożywnych owoców, zawierających ponad 60 proc. tłuszczu oraz wiele mikroelementów. Wystarczy obłupać je z cienkiej skórki, rozgnieść i zagotować z małą ilością wody. Po wystudzeniu mikstura ma smak i konsystencję gęstej śmietany. Można spożywać je też na surowo. W smaku przypominają nasiona słonecznika.

W pobliże miejsca, gdzie występują kedry, zlatują się wszystkie zimujące w tajdze ptaki, a gdzie ptaki, tam inne zwierzęta. Więc nawet prymitywnymi sposobami można ułatwić sobie pozyskanie żywności.



- Sybiracy w tajdze znajdą każdy zamiennik. Na przykład w razie braku herbaty pije się cziagę. Cziaga to taka czarna narośl w kształcie kuli, rosnąca na brzozie. W Polsce mówią na to czeczot - tłumaczy Luda.

Cziagę należy odrąbać od drzewa, umyć i po prostu wrzucić do wrzątku. Po dziesięciu minutach mamy kolor i smak prawdziwej herbaty! W medycynie ludowej herbata ta używana jest jako środek zapobiegający i leczący raka w początkowym jego stadium.

***


Rosja - Jakuck zimą


Naturalnie nie zawsze w Wierszynie było kolorowo. Choć Polacy na tych ziemiach od początku lepiej gospodarowali, były czasy, może nie głodu, ale totalnej biedy. Wczesny stalinizm, początek lat 30. Wszystko trzeba było państwu oddawać.

Starsi opowiadali, że raz na tydzień piekło się w domu czarny chleb, a raz w miesiącu kołchoz dawał z przydziału biały. Później tym białym zakąszano czarny, jak kiełbasą...

Niektórzy umierali od ostrego klimatu, innym udawało się przetrzymać najcięższe lata, niektórzy prowadzili życie, ledwie wiążąc koniec z końcem, inni dorabiali się majątku. To były złe i okrutne czasy, które mam nadzieję, nigdy już tu nie powrócą.

- A co nowego w Gdańsku? - pyta Ludmiła, chcąc wreszcie zmienić temat...

- W Gdańsku jak w Gdańsku, zawsze coś nowego...

Teraz z kolei ja opowiadałem, a Ludmiła słuchała. Wróciły wspomnienia. Pytała, o miejsca, ulice i znajomych ludzi. Przy pożegnaniu wręczyła mi kartkę z gdańskimi adresami.

- Proszę wszystkich ode mnie serdecznie uściskać.

***

Słońce skryło się już poza lasem. Niebieskawo-zielone świerki ciemnieją, stają się na tle czerwonej zorzy niemal czarne. W wiosce słychać typowe odgłosy wieczornej krzątaniny: pobrzękiwanie wiader, ryczenie krów, szczekanie psów i pisk rozbawionych dzieci.



Kobiety noszą wodę ze studni, mężczyźni karmią inwentarz, ktoś piłuje drzewo, gdzieniegdzie ciepły siwy dym unosi się z komina... Życie tętni całą parą. Widok sielski i niezwykły, uroczy przez swą prymitywność i niewydarzoną prostotę.


Rosja - Jakuck zimą


Ludzie, widząc mnie spacerującego między domami, przerywają na chwilę pracę, po czym obojętnie powracają do swych zajęć. Ktoś gdzieś woła:

- Józek, a zajdź wieczorem "do maryniorza"!

- Przepraszam, kto tu jest marynarzem - zapytałem starszą niewiastę siedzącą na ławce przed domem.

- Jaki on tam marynarz? Nigdy morza nie widzioł. To taki jeden, a przezwisko dali mu po żonie. Maryna jej... Oj chwata to kobitka, charakterna jak trza, to i chłopa na plecach do domu przyniesie, no i... z tego poszedł "maryniorz" - czyli od Maryny.

- Zabawne to przezwisko - uśmiechnąłem się.

- Zabawne, zabawne, ale takich zabawności to we wsi więcej. Ot na przykład, mówi się "idę do Studziada". A wzięło się to stąd, że któryś tam z pradziadów Antoniego miał nawyk zakląć sobie przy lada okazji: "a do stu dziadów". I to już przylgnęło do następnych pokoleń. Tu w Wierszynie czas niewiele zmienia.

Autor jest znanym gdańskim podróżnikiem, organizatorem wielu wypraw na Syberię; w styczniu tego roku ustanowił rekord Guinnessa w koncertowaniu na fortepianie non stop.

Od autora:

Aby wziąć udział w uroczystych obchodach 100-lecia powstania polskiej wsi na Syberii - Wierszyny, zorganizowałem 18-osobową wyprawę, w jej skład weszła m.in. grupa kaszubska z Szymbarku i okolic pod przewodnictwem Daniela Czapiewskiego, która to ufundowała i zawiozła dla polskich dzieci w Wierszynie cenny sprzęt komputerowy oraz wydawnictwa drukowane i multimedialne.

Obchody rozpoczęły się 10 lipca uroczystą mszą pod przewodnictwem bp Cyryla Klimowicza z diecezji irkuckiej. Ze strony polskiej udział wziął konsul generalny RP w Irkucku Krzysztof Czajkowski, który odczytał list ambasadora RP w Moskwie Jerzego Bahra.

Był też przedstawiciel MSZ w randze asystenta (sic!) w Departamencie Współpracy z Polonią, młodzian na oko 25-letni, który... nic nie odczytał. Po prostu był.



Natomiast nie było nikogo z Senatu, który z upoważnienia Rzeczypospolitej odpowiedzialny jest za kontakty z Polonią. Marszałek Borusewicz nawet nie pofatygował się, aby napisać choćby krótki list. Wiadomo jednak, że we wrześniu tego roku wybiera się do Irkucka na obchody 10-lecia powstania katedry. Nie było nikogo ze Wspólnoty Polskiej. Również nie maznęli nawet listu.

Były natomiast rosyjskie przemowy, tańce, śpiewy, a także festyn, na którym serwowano regionalne potrawy. Generalnie wesoło, ale jednak smutno, gdyż wyraźnie na uroczystości zabrakło Polski.

inne artykuły z cyklu "Polacy na świecie"
Zobacz więcej: Dolina szczęśliwych staruszków
Wszyscy jedzą tylko to, co sami hodują, dużo chodzą, dużo pracują. Są silni i aktywni seksualnie. Mają po 90, 100, 105 lat. >>>
15  Kategoria ogólna / absolwenci szkół wyższych / Odp: Akademia Ekonomiczna Wrocław, ukończ.w 85 zaocznie przem.chem. : Lipiec 25, 2010, 13:54:09
Wcale nam tu nie żal waszego bogactwa
23 lip, 08:12
Źródło: Polska The Times
 
fot. Marian Górlikowski
Mówią po polsku, ale wielu woli, żeby nazywać ich Sybirakami. Kochają tę krainę i nie wyobrażają sobie życia nad Wisłą.


Na tych drogach konie boją się samochodów, a kierowcy boją się tych dróg. Konie kulą uszy i zwalają chłopów wraz z wozem do rowu, kierowcy zaś cały czas wsłuchują się, czy z trzaskiem nie pęka resor.

Wzdłuż tych dróg stoją, smutnie wyciągając szyję, drewniane żurawie, stoją chałupki o oknach dotykających ziemi jak starcy, którym wiek pomału przymyka powieki. Wzdłuż tych dróg siedzą przy wiadrach z kartoflami handlujący ludzie, ciągną się drewniane strzechy, bure, kostropate, nieprzycięte jak nieostrzyżone sztywne czupryny.

Kierowca doskonale zna całą trasę, nigdzie tu nie ma dla niego tajemnicy - oto w tym miejscu, gdzie świeże kwiaty leżą przy małym prawosławnym krzyżu, zabił się pewien gość, którego motocykl wjechał na spacerującą świnię... Fatalne to było zdarzenie i świnia, kiedy idzie, do dzisiaj jakoś zarzuca, widać kręgosłup ma uszkodzony.

Jedziemy i jedziemy, wokół pola, lasy, znów pola. Mijamy wioski - wszystkie takie same i tylko czarne napisy na białych tablicach dowodzą, że jedziemy wciąż naprzód, a nie kręcimy się wkoło.

Każdy kilometr oddala mnie od Irkucka, a zbliża do ostatniej polskiej enklawy na Syberii - wsi Wierszyny, gdzie do dziś mieszka około pięciuset naszych rodaków.

Zauważam człowieka idącego wzdłuż drogi. Zatrzymujemy się. Pytam, ile do Wierszyny.

- Ot tam niedaleko - wskazuje ręką, skąd przyszedł.

- Wy z Wierszyny? - pytam.

- Nie tylko w gościach był... - odpowiada człowiek, wnikliwie mi się przypatrując. Po chwili dostrzega mój aparat fotograficzny, twarz mu jaśnieje - już wie, że rozmawia z jakimś korespondentem...

- Możecie wiele nie zrozumieć z tego, jak mówią tam ludzie - uśmiecha się chytrze. - W tych stronach mówi się trochę innym językiem. To taka mieszanina rosyjskiego, polskiego i jeszcze jakiegoś innego polskiego, który tylko oni znają, trudno będzie się wam z nimi dogadać...



Oni zresztą sami też różnie mówią. Czasami na złość zwracają się do obcych po polsku, a czasami mówią po polsku do tych, których lubią... Na przykład kawaler wybierający się w niedzielę do dziewczyny będzie mówił po polsku, chcąc wydać się jak najbardziej eleganckim i bywałym. Tak też z jego polskim go przyjmą. Zresztą oni tak tu od zawsze mówią - skwitował, po czym uniósł rękę w pożegnalnym geście i ruszył w swoją stronę.

***


Rosja - Jakuck zimą


Z daleka wieś wydaje się niewielka, ot tylko parę chałup, ale to tylko złudzenie, gdyż dopiero za zakrętem zaczyna się właściwa Wierszyna - z prostą, szeroką ulicą.

Ulice rzeczywiście były tu kiedyś proste i szerokie; w swoim czasie pilnowano bezwzględnie, aby chałupy budowane były wzdłuż wytyczonej linii. Ale na tym kończył się cały porządek; owe nie po wiejsku szerokie ulice rozjeżdżone były ciężkimi maszynami i przypominały jakiś nieziemski pejzaż.


 
fot. Marian Górlikowski

Już na pierwszy rzut oka widać, że ta polska wieś bardzo różni się od tych zazwyczaj widywanych na Syberii - jest po prostu inna. Wszędzie widać tu rękę gospodarza. Wkoło ład i porządek.

Czasami odnosi się wrażenie, że to jakiś skansen, a nie syberyjska wioska oddalona tysiące kilometrów od Polski. Różnokolorowe schludne domy, świeże firanki w oknach, porządek w obejściu - nawet psy są tu jakby bardziej kulturalne, bo nie za głośno ujadają...

W centralnym miejscu wsi stoi drewniany kościółek, postawiony gdzieś na początku stulecia. Kiedyś codziennie odprawiano tu msze, teraz tylko raz na dwa tygodnie, przyjeżdża tu z Irkucka ojciec Ignacy Pawlus, salwatorianin.

Wszystko ma tu niewielkie rozmiary, nieproporcjonalnie do ludzkich tęsknot i pragnień. Małe konflikty rozdmuchane do wydarzeń, małe problemy będące tylko echem spraw dalekiego Irkucka czy nawet Czeremchowa.

Puste są kolorowe ławeczki przed domami, młodzież włóczy się w pojedynkę lub przystaje przed sklepem. Co można tutaj robić? Młodzi uciekają ze wsi, w której nie widzą perspektyw. Zostali tylko najbardziej wytrwali.



Kiedyś dojeżdżali do pracy do innych miejscowości, niektórzy pracowali nawet w odległym Irkucku - ale już od dawna ta droga uzyskania pracy została dla nich zamknięta, bowiem zarówno w Irkucku, jak w innych miejscowościach borykają się ze swoim bezrobociem. Nawet autobus, który kiedyś przyjeżdżał tu codziennie, teraz dojeżdża tylko w sobotę.

***


Tanie bilety lotnicze, najlepsze hotele. Rezerwuj z nami podróż
Razem z nami możesz zaplanować całą podróż gdziekolwiek, kiedykolwiek chcesz... Szukaj inspiracji, rezerwuj przeloty i hotele. Tylko sprawdzone oferty!
Bilety lotnicze. Codziennie ponad 300 niskich cen!
Londyn już od 250 zł
Kopenhaga już od 225 zł
Nowy Jork już od 1844 zł
Tanie bilety lotnicze: Rzym 79 zł, Liverpool 21 zł...


Hotele na świecie. Praga, Rzym, Berlin
Rezerwuj online nawet do 50 % taniej! Sprawdź promocje.
Budapeszt, Drive Inn 3* od 34 zł
Rzym, Jonico 3* od 73 zł
Praga, Fortuna West 3* od 47 zł

Znajdź ofertę szytą na Twoją miarę w serwisie PodróżeOnet!


Rosja - Jakuck zimą


Od wieków wielu Polakom Syberia kojarzyła się zwykle ze śniegiem, bezmiarem tajgi, katorgą i zesłaniem. Dla wielu z nich stała się drugą ojczyzną, dla której poświęcili swoje najlepsze lata, a często życie.

Katorga i zsyłka pozostawiały niezniszczalne ślady w umysłach i sercach ludzi. Sama myśl o nich przejmowała grozą. Łączono tę grozę z całą Syberią, z jej nazwą i z wszystkim, co jej dotyczyło. Do dziś martyrologia przesłania wszystko inne.

Pierwszą pisaną polską relacją o Syberii był rękopis Adama Kamieńskiego, żołnierza, który w 1657 roku został wzięty do niewoli i zesłany do Jakucji. Manuskrypt, coś w rodzaju pamiętnika, został przypadkowo odnaleziony w jednej z poznańskich bibliotek, na początku XIX wieku.

Kolejny polski zapis, tym razem drukowany, pochodził z XVIII wieku. W 1707 roku dostał się do rosyjskiej niewoli Ludwik Siennicki. Zesłany do Tobolska, a później do Jakucka, spędził na Syberii wiele lat.

Po powrocie do Polski około roku 1722, opisał swoje przeżycia, które później zostały opublikowane w Wilnie. Obaj panowie w swych pracach szeroko opisywali życie i zwyczaje różnych ludów syberyjskich.

Wynikało to z tego, że były to pojedyncze przypadki zsyłek, a sami zesłani nie byli brutalnie traktowani, a swe odosobnienie traktowali jako swoistą przymusową przygodę.

Dopiero tragiczne skutki konfederacji barskiej zapoczątkowały serię masowych zsyłek, z których największą datuje się na rok 1863, kiedy to na katorgę zesłano na Syberię ponad 20 tysięcy Polaków.

Na początku XX wieku rozpoczyna się dobrowolna emigracja ludności polskiej z rejonów Małopolski i Zagłębia Dąbrowskiego. To typowi osadnicy, głównie ludność chłopska.

Warunki na pierwszy rzut oka przedstawiały się nie najgorzej. Można było otrzymać 15 dziesięcin ziemi, kwotę 100 rubli bezzwrotnej zapomogi. Fakt, że mało kto otrzymywał ziemię nadającą się natychmiast do uprawy, gdyż przeważnie był to przydział ziemi zalesionej, którą trzeba było najpierw wykarczować.

Polacy z Wierszyny przyznają, że tak właściwie nie są typowymi zesłańcami - część owszem, za jakieś drobne przewinienia została tu przesiedlona, reszta natomiast, zamiast szukać szczęścia w Stanach Zjednoczonych, poszukała go na Syberii.



Przyjechali tu latem 1910 r. - daleka była to droga prowadząca tu z Krakowa, Czubrowic, Błędowa, słowem z Małopolski. Swoją nową ojczyznę początkowo nazwali Trubaczejewskij Uczastek, dopiero później przemianowano ją na Wierszyno, aż wreszcie na Wierszynę.


Rosja - Jakuck zimą


- Zawsze byliśmy i czuliśmy się Polakami - powiadają. - Rosjanom nigdy nie udało się nas wynarodowić, na dowód czego niech będzie ten dziwny, niezrozumiały dla nich język, nasza ojczysta mowa, a właściwie dialekt małopolski z niewielką naleciałością gwary śląskiej. Ten język jest naszym prawdziwym paszportem, częścią naszej Polski, jest czymś, czego nie można nam zabrać.

Wierszyna to ewenement na skalę światową, coś w rodzaju kolonii, bowiem w chwili obecnej jest jedyną miejscowością poza granicami Polski, gdzie wszyscy mieszkańcy do dziś mówią po polsku.

***

Wiejska szkoła jest jak główny dworzec wielkiego miasta; wszyscy mieszkańcy albo przez niego przeszli, albo przejdą. To skarbnica wiedzy o historii, ludziach i zdarzeniach. Pytam więc o szkołę, a gdy uświadamiają mi, że są przecież wakacje, pytam o nauczyciela. W chwilę później goszczę już w najprawdziwszym polskim domu, domu, w którym mówi się najczystszą polszczyzną.

Ludmiła Wieżentas, z domu Figura, jest miejscową nauczycielką. Szkoła, w której uczy, jest jedyną szkołą na Syberii, gdzie uczniowie uczą się wszystkich przedmiotów w języku polskim. Rosyjski traktowany jest tu jako język dodatkowy.

Ludmiła jest wnuczką polskich osiedleńców, którzy przybyli tu z Czubrowic koło Olkusza. Urodziła się i wychowała w Wierszynie, dlatego uważa się za Sybiraczkę.

W 1990 roku, dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności, wyjechała na studia do Gdańska.

- Nikt nie wierzył we wsi, że po studiach wrócę do Wierszyny - zwierza się Luda. - Wierzyłam tylko ja sama. Bardzo tęskniłam za domem. Śmieszne to, ale po nocach śniłam o domu, a patrząc na las koło akademika przy ulicy Polanki, roniłam łzy, wspominając swoją ukochaną tajgę.

- Tak naprawdę ani przez chwilę nie myślałam, że wytrzymam do końca. Liczyłam się z tym, że w każdej chwili przerwę studia i choćby na piechotę, ale wrócę do Wierszyny. Teraz jestem już mężatką, mam trojkę, ale wtedy byłam panną i jeszcze nawet nie znałam obecnego męża, nie wiem więc, skąd się wzięła u mnie ta wielka tęsknota za domem.



- To, że wytrwałam do końca, zawdzięczam tylko jednej osobie - mojemu promotorowi, który naprawdę otoczył mnie iście ojcowską opieką. Bez jego pomocy i dobrego słowa nie wytrzymałabym w kraju dziadków ani jednego roku. To prof. Józef Bachórz z Uniwersytetu Gdańskiego sprawił, że teraz jestem magistrem i mogę uczyć w tutejszej szkole. Będę mu za to wdzięczna do ostatnich swoich dni.

Studia skończyła, ale pracę magisterską pisała w Wierszynie. Często przy świeczce, gdyż nie zawsze we wsi było światło.

***


Rosja - Jakuck zimą


Syberię zamieszkuje około stu dużych i małych narodowości. Odmienność zachowań, tolerancja, rodzinna poligamia, sposoby polowań, obyczaje i zwyczaje to tylko niektóre z elementów różniących tę wielką rodzinę.

Łączy ich jednak wiele więcej: surowy klimat, trudna codzienność, przede wszystkim wspólne wydarzenia historyczne. Te ostatnie sprawiły, że stali się twardzi, a niedola i niedostatek, z jakimi się od zawsze spotykali, uczyniła ich wrażliwymi na wszelkie ludzkie nieszczęście.

Sybiracy to nietuzinkowa społeczność, to ludzie wielkiego serca i honoru, którzy w skarbcach swych dusz noszą nieskończenie cenne rzeczy, a jedną z nich jest wrodzona potrzeba niesienia pomocy drugiemu człowiekowi.

Na Syberii podróżni, pokrzywdzeni i głodujący tułacze wszędzie spotkają się z uprzejmością i pomocą w myśl zasady - dzisiaj w biedzie ty, jutro mogę być ja. Są ściśle związani z przyrodą, ze środowiskiem geograficznym, w którym żyją.

- Nie sztukujemy życia letargiem, gdyż nie mamy na to czasu - tłumaczy Ludmiła. - Codzienność wymogła na nas hart, wytrzymałość, siłę woli i ostrożność. Życie na tej srogiej ziemi, gdzie brak jednej zapałki może decydować o życiu, to znaczy cały czas biec do przodu, nie oglądając się za siebie.

- Często we wsi rozmawiamy o Polsce i zawsze dochodzimy do wniosku, że wcale nam nie żal waszego bogactwa i dostatniego życia. Na pewno żyjemy skromniej, ale za to ile mamy więcej spokoju i pogody ducha.

Byłam w Polsce, akurat w latach przeobrażeń politycznych, zauważyłam, że wszyscy jak jeden od razu chcieli zostać bogaczami. Patrząc na to z boku stwierdziłam, że bogactwo w większości przypadków stanowi podstawowe źródło przepotężnej siły, siły rozmnażania się głupoty, miernoty i banału.

Ludmiła mówi, że ostatnimi czasy zaraz po jeziorze Bajkał Wierszyna stała się nie lada atrakcją turystyczną. Coś w rodzaju ogrodu zoologicznego połączonego ze skansenem... Z roku na rok coraz więcej osób z Polski tu dociera.

- Oczywiście nie mamy nic przeciwko odwiedzinom, ale mamy prośbę do przyjeżdżających, aby wreszcie zaczęli traktować nas normalnie, a nie jak jakieś więzione, nieszczęśliwe istoty - apeluje nauczycielka.

Dochodzi do tego, że ludzie przyjeżdżają tu po to, aby nam współczuć. Wyobrażają sobie, że my straszliwie tu cierpimy, a ich przyjazd jest dla nas wielkim świętem, które zostanie nam w pamięci do końca życia.



Każdy przybysz znad Wisły obiecuje góry złota, namawia do powrotu do kraju, stara się nas pouczać, chce na siłę zmienić nasze życie. Ludzie nie rozumieją jednego, że Syberia dla Polaków tu mieszkających to nasza mać... Po prostu nasza ziemia, z którą jesteśmy zrośnięci na dobre i złe, połączeni od kołyski aż po grób.

***


Rosja - Jakuck zimą


Polacy z kraju myślą, że skoro w Rosji nie ma pracy, a w sklepach jest drożyzna, to nasi rodacy na Syberii umierają tu z głodu. Tak nie jest i nigdy nie było, gdyż człowiek obyty z tajgą nie zginie z głodu, nawet gdy zdechnie mu ostatnia krowa, a całe domostwo spłonie wraz z zapasami...

Tajga jest pełna zwierząt, które można położyć jednym strzałem, potem poćwiartować, upiec i jeść, aż do nasycenia się ciepłem i błogością życia, a resztę przechować na czarną godzinę. W tajdze nie tylko są zwierzęta, w niej jest wszystko, co do życia potrzebne.

Rosną w niej warzywa i owoce, co prawda w stanie dzikim, różniącym się nieco od tych widywanych w sklepach, ale za to bezpłatne i w dużych ilościach. Asortyment jest duży: jagody, borówki, czarna i czerwona porzeczka, dziki czosnek, dzika cebula (ług) oraz grzyby. Mało kto wie, ale za kołem polarnym w ogóle nie występują żadne trujące grzyby!

- Dobrze, a co zrobi człowiek, gdy nieszczęście przytrafi się mu w środku zimy, kiedy skarby tajgi nie owocują? - pytam, przerywając monolog Ludmiły.

- Mateczka Syberia również i o to się zatroszczyła - odpowiada dumnie. - Rośnie bowiem w tajdze drzewo, zwane przez miejscowych kedrem, które ma wielkie szyszki pełne nasion, zwanych potocznie orzeszkami cedrowymi. Są wielkości ziarenek palonej kawy i tak też z daleka wyglądają.

W jednej szyszeczce znajduje się ok. 50-70 gramów tych pożywnych owoców, zawierających ponad 60 proc. tłuszczu oraz wiele mikroelementów. Wystarczy obłupać je z cienkiej skórki, rozgnieść i zagotować z małą ilością wody. Po wystudzeniu mikstura ma smak i konsystencję gęstej śmietany. Można spożywać je też na surowo. W smaku przypominają nasiona słonecznika.

W pobliże miejsca, gdzie występują kedry, zlatują się wszystkie zimujące w tajdze ptaki, a gdzie ptaki, tam inne zwierzęta. Więc nawet prymitywnymi sposobami można ułatwić sobie pozyskanie żywności.



- Sybiracy w tajdze znajdą każdy zamiennik. Na przykład w razie braku herbaty pije się cziagę. Cziaga to taka czarna narośl w kształcie kuli, rosnąca na brzozie. W Polsce mówią na to czeczot - tłumaczy Luda.

Cziagę należy odrąbać od drzewa, umyć i po prostu wrzucić do wrzątku. Po dziesięciu minutach mamy kolor i smak prawdziwej herbaty! W medycynie ludowej herbata ta używana jest jako środek zapobiegający i leczący raka w początkowym jego stadium.

***


Rosja - Jakuck zimą


Naturalnie nie zawsze w Wierszynie było kolorowo. Choć Polacy na tych ziemiach od początku lepiej gospodarowali, były czasy, może nie głodu, ale totalnej biedy. Wczesny stalinizm, początek lat 30. Wszystko trzeba było państwu oddawać.

Starsi opowiadali, że raz na tydzień piekło się w domu czarny chleb, a raz w miesiącu kołchoz dawał z przydziału biały. Później tym białym zakąszano czarny, jak kiełbasą...

Niektórzy umierali od ostrego klimatu, innym udawało się przetrzymać najcięższe lata, niektórzy prowadzili życie, ledwie wiążąc koniec z końcem, inni dorabiali się majątku. To były złe i okrutne czasy, które mam nadzieję, nigdy już tu nie powrócą.

- A co nowego w Gdańsku? - pyta Ludmiła, chcąc wreszcie zmienić temat...

- W Gdańsku jak w Gdańsku, zawsze coś nowego...

Teraz z kolei ja opowiadałem, a Ludmiła słuchała. Wróciły wspomnienia. Pytała, o miejsca, ulice i znajomych ludzi. Przy pożegnaniu wręczyła mi kartkę z gdańskimi adresami.

- Proszę wszystkich ode mnie serdecznie uściskać.

***

Słońce skryło się już poza lasem. Niebieskawo-zielone świerki ciemnieją, stają się na tle czerwonej zorzy niemal czarne. W wiosce słychać typowe odgłosy wieczornej krzątaniny: pobrzękiwanie wiader, ryczenie krów, szczekanie psów i pisk rozbawionych dzieci.



Kobiety noszą wodę ze studni, mężczyźni karmią inwentarz, ktoś piłuje drzewo, gdzieniegdzie ciepły siwy dym unosi się z komina... Życie tętni całą parą. Widok sielski i niezwykły, uroczy przez swą prymitywność i niewydarzoną prostotę.


Rosja - Jakuck zimą


Ludzie, widząc mnie spacerującego między domami, przerywają na chwilę pracę, po czym obojętnie powracają do swych zajęć. Ktoś gdzieś woła:

- Józek, a zajdź wieczorem "do maryniorza"!

- Przepraszam, kto tu jest marynarzem - zapytałem starszą niewiastę siedzącą na ławce przed domem.

- Jaki on tam marynarz? Nigdy morza nie widzioł. To taki jeden, a przezwisko dali mu po żonie. Maryna jej... Oj chwata to kobitka, charakterna jak trza, to i chłopa na plecach do domu przyniesie, no i... z tego poszedł "maryniorz" - czyli od Maryny.

- Zabawne to przezwisko - uśmiechnąłem się.

- Zabawne, zabawne, ale takich zabawności to we wsi więcej. Ot na przykład, mówi się "idę do Studziada". A wzięło się to stąd, że któryś tam z pradziadów Antoniego miał nawyk zakląć sobie przy lada okazji: "a do stu dziadów". I to już przylgnęło do następnych pokoleń. Tu w Wierszynie czas niewiele zmienia.

Autor jest znanym gdańskim podróżnikiem, organizatorem wielu wypraw na Syberię; w styczniu tego roku ustanowił rekord Guinnessa w koncertowaniu na fortepianie non stop.

Od autora:

Aby wziąć udział w uroczystych obchodach 100-lecia powstania polskiej wsi na Syberii - Wierszyny, zorganizowałem 18-osobową wyprawę, w jej skład weszła m.in. grupa kaszubska z Szymbarku i okolic pod przewodnictwem Daniela Czapiewskiego, która to ufundowała i zawiozła dla polskich dzieci w Wierszynie cenny sprzęt komputerowy oraz wydawnictwa drukowane i multimedialne.

Obchody rozpoczęły się 10 lipca uroczystą mszą pod przewodnictwem bp Cyryla Klimowicza z diecezji irkuckiej. Ze strony polskiej udział wziął konsul generalny RP w Irkucku Krzysztof Czajkowski, który odczytał list ambasadora RP w Moskwie Jerzego Bahra.

Był też przedstawiciel MSZ w randze asystenta (sic!) w Departamencie Współpracy z Polonią, młodzian na oko 25-letni, który... nic nie odczytał. Po prostu był.



Natomiast nie było nikogo z Senatu, który z upoważnienia Rzeczypospolitej odpowiedzialny jest za kontakty z Polonią. Marszałek Borusewicz nawet nie pofatygował się, aby napisać choćby krótki list. Wiadomo jednak, że we wrześniu tego roku wybiera się do Irkucka na obchody 10-lecia powstania katedry. Nie było nikogo ze Wspólnoty Polskiej. Również nie maznęli nawet listu.

Były natomiast rosyjskie przemowy, tańce, śpiewy, a także festyn, na którym serwowano regionalne potrawy. Generalnie wesoło, ale jednak smutno, gdyż wyraźnie na uroczystości zabrakło Polski.

inne artykuły z cyklu "Polacy na świecie"
Zobacz więcej: Dolina szczęśliwych staruszków
Wszyscy jedzą tylko to, co sami hodują, dużo chodzą, dużo pracują. Są silni i aktywni seksualnie. Mają po 90, 100, 105 lat. >>>
Strony: [1] 2 3
Powered by SMF 1.1.11 | SMF © 2006-2008, Simple Machines LLC | Sitemap
Strona wygenerowana w 0.547 sekund z 18 zapytaniami.

Polityka cookies
Darmowe Fora | Darmowe Forum

artofwar szczurypustyni polskiserwerzycia mpps kici-kici